czwartek

Prolog

Uszanuj dni pisania i pozostaw po sobie komentarz! 

*Prim*

Był poniedziałek, większość osób nie lubi poniedziałków, rozumiem ich, ale jak dla mnie nie ma w tym dniu nic specjalnie złego. Wstaję i idę do pracy jak w każdy inny dzień, oh, oprócz czwartku, soboty i niedzieli. 
Obudziłam się z końcówką piosenki The Afters, eh, znów zasnęłam słuchając muzyki. Puściłam muzykę, która automatycznie się zastopowała po odłączeniu słuchawek. Pogłośniłam This Song Save My Life i odłożyłam telefon na pościeli. Zeszłam po drabince z łóżka i podeszłam do okna. Stanęłam na palcach - nie jestem niska, po prostu lubię tak robić - wyciągając przez nie rękę, spadło na nią kilka kropli. Oparłam się i spojrzałam na przystanek autobusowy - kochałam Sophie, za to, że dogadałam się z nią i mam ten pokój, uwielbiam widoki z niego - starsza pani szła z wnuczką w jego kierunku, obie miały na sobie płaszcze i kapelusze, dziewczynka wprost rozkosznie wyglądała, kiedy skakała po kałużach, w różowych kaloszach trzymając za dłoń babcie, a bynajmniej domyślam się, że to rodzina. Westchnęłam, lubię deszcz, ale nie kiedy muszę gdzieś wychodzić. Zamknęłam je i weszłam do garderoby, odsuwając ówcześnie ramę z wieszakami, na których wisiały szale. Ubrałam się w różowy sweter i czarne, ni to jeansy, ni leginsy, ale są bardzo wygodne. 

http://www.polyvore.com/cafe_update/set?id=131125622

Moje paznokcie były w dobrym stanie, więc na szczęście nie musiałam nic z nimi robić. Rozczesałam włosy i zrobiłam z boku krótkiego, dobieranego warkocza, by odgarnąć włosy z twarzy. Były już lekko pofalowane, po deszczowej nocy, mimo to wyglądały dobrze, więc postanowiłam nie katować ich prostownicą. Następnie zajęłam się makijażem, stawiłam na mocniejsze podkreślenie oczu, a usta przejechałam tylko ochronną pomadką. Zabrałam telefon wciskając drugą ręką piżamę pod kołdrę i zbiegłam na dół, do kuchni. Sophie nie było na dole, widocznie odsypiała nockę, albo jeszcze nie wróciła. Spojrzałam na kalendarz, wiszący na ścianie oddzielającą kuchnię od przedpokoju - jednak nocka. Włożyłam trzy skibki chleba tostowego do opiekacza. Następnie nalałam zalałam czajnik wodą i włączyłam go. Wyjęłam kubek, talerz, nóż, drzem brzoskwiniowy i cynamon. Przysunęłam do siebie słoik z herbatą i wyjęłam jedną saszetkę, która była o smaku pomarańczy. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk, mój chleb był gotowy. Położyłam go na talerzyku i posmarowałam dżemem i posypałam cynamonem, odłożyłam talerz na barek. Zalałam wrzątkiem kubek i poszłam z nim usiąść na stołku przed śniadaniem. Zjadłam wszystko i spojrzałam na zegarek. Za dziesięć minut miałam autobus, a dokładnie trzy zajmowało mi dojście tam. Szybko włożyłam naczynia i sztućce do zmywarki, poszłam do przedpokoju, ubrałam płaszcz i buty, które nie nadawały się na tą pogodę, ale pasowały idealnie - coś za coś. Chwyciłam czarną torbę i schowałam do niej telefon, upewniłam się, że wszystko w niej jest na swoim miejscu i wyszłam biorąc ze sobą parasol. Zamknęłam za sobą drzwi i zeszłam z kilku schodków chowając klucze do torby. Wyszłam na chodnik otwierając parasolkę. Do przystanku miałam - na szczęście - krótką drogę. Kiedy do niego doszłam, widziałam jak mój autobus podjeżdża. Weszłam do środka, kupiłam bilet i zajęłam miejsce w drugim rzędzie przy drzwiach. Wystarczyły dwa przystanki, a byłam przy rogu parku. Kilka minut później byłam już w kawiarni, zamykając parasol i wchodząc do szatni. Odłożyłam niepotrzebne mi rzeczy i przypięłam plakietkę z moim imieniem. Przeszłam przez kuchnię i zabrałam ze sobą Rose, nie zważając na to, że właśnie z kimś rozmawia. Weszłyśmy ze ladę, dopiero wtedy się jej przyjrzałam.


-O co chodzi? Byłam w końcówce bajerowania Josha.-Jęknęła niezadowolona, a ja pokręciłam głową.
-No cóż, Josh, nie ucieknie, a klienci tak. Poza tym i tak już jest tobą oczarowany.-Uśmiechnęłam się popchnęłam ją w stronę sali wręczając notes z długopisem. Sama wzięłam swój, widząc starsze małżeństwo zawołałam do kuchni, żeby przygotowali tosty z dżemem i jajecznice z boczkiem. Podeszłam do ich stolika z dzbankiem kawy w ręku.-Tosty z dżemem i jajecznica z boczkiem, prawda?-Uśmiechnęłam się do nich, a oni przytaknęli. Po chwili ich kubki były zapełnione ciepłym napojem, a ja mogłam wrócić na swoje miejsce. Nie minęło dużo czasu kiedy obok mnie znalazła się blondynka, która przyczepiła karteczkę z zamówieniem i okręciła ją w stronę kuchni.
-Więc jak minęły wolne dni?-Spytała opierając się o blat, tyłem do wejścia.
-Idzie ci to już jak z automatu, nie?-Westchnęłam, a dziewczyna zachichotała. Zawsze w poniedziałek pytała mnie o to samo.-Z soboty na niedziele zrobiłam sobie noc filmową i leżałam przed telewizorem jedząc, interesujące nie?
-Oh, i mnie nie zaprosiłaś?-Spytała udając oburzenie. Przekręciłam oczami i dostałam za to kuksańca w bok. Nasze śmiechy pewnie by trwały dłużej, ale usłyszałam, że zamówienie dla 4 stolika jest gotowe. Wzięłam talerze w dłonie i podeszłam do odpowiednich osób. Postawiłam naczynia, a oni podziękowali mi uśmiechem. Odwzajemniłam gest i wróciłam za ladę.
Czas się dłużył, była dopiero piętnasta, za dwie godziny kończę, a jak to w poniedziałki - wiało nudą. Kiedy Rose zniknęła w toalecie do kawiarni wpadło pięciu chłopaków. Wszyscy ukucnęli pod oknami, a grupa dziewczyn stanęła i rozejrzała się, jedna z nich wskazała w nieznanym mi kierunku, wszystkie z piskiem tam pobiegły. Zauważyłam ich przerażone wzroki, najgorzej chyba było z blondynem.
-Poszły sobie.-Powiedziałam do nich, mimo to wciąż patrzyłam się na Irlandczyka - tak znałam ich, nie na tyle by wiedzieć ile mają zębów, jaki jest ich ulubiony kolor, albo czy wolą colę od pepsi. Odłożyłam ręcznik na blat i weszłam do kuchni. Sięgnęłam po szklankę z wodą i napiłam się obserwując salę. Zespół postanowił usiąść i najwyraźniej coś zamówić. Spojrzałam na drzwi od toalety i westchnęłam, przeklinając w myślach Rose, za tak długie siedzenie tam. Wzięłam dzbanek z kawą i podeszłam do nich.
Kilkanaście minut później na ich stole pojawiło się pięć kawałków szarlotki i jeden jabłecznika. Ruch nadal był mały, więc mogłam wreszcie porozmawiać z Rose. Zaproponowała mi wyjście po pracy, jako, że sama nie miałam co robić, a Sophie pewnie wyjdzie już do swojej pracy to się zgodziłam.

*Niall*

Louis mnie szturchał i mówił, że powinniśmy iść, a ja ciągle jem. Miał rację, za niecałą godzinę mecz, a trzeba jeszcze wszystko kupić i każdy z nas musi pójść do siebie, to znaczy ja z Zaynem do nas, Larry do siebie i Liam do swojego i Dani domu.
Po kilkunastu minutach skończyłem, i zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć Zee wyciągnął mnie z kanapy i z pomocą Harrego przerzucił mnie przez swoje ramie. Mimo moich protestów i uderzeń w plecy wyszedł ze mną, a za nami pozostała trójka. Niósł mnie tak całą drogę do domu, w połowie zaprzestałem się sprzeczać i myślałem o Primrose - a bynajmniej tak miała napisane na tabliczce. Nie wiem kiedy posadził mnie na blacie i stanął pomiędzy moimi nogami nie dając mi szansy na ucieczkę przed rozmową. Spojrzałem na niego i czekałem, aż zacznie swoje kazanie.
-Nialler....-westchnął-dobrze wiesz, że z nią będzie jak z innymi, a ja nie chcę żebyś płakał, wiesz?
-Wiem Zee-boo, dlatego nie będzie tak samo. Uwierz mi, tym razem to czuję, na prawdę.
-Za każdym razem tak mówisz, a później ja muszę z tobą siedzieć, słuchać jak płaczesz i się wyżalać, nosić ci chusteczki, jedzenie i wszystko, bo TY nie potrafisz zrozumieć, że nie każda dziewczyna, która tobie się podoba to odwzajemnia!-Krzyknął.-Przez kilka dni tylko płaczesz i jesz, odwołujemy wywiady, spotkania, przekładamy nagrania, bo naiwny Niall się zakochał! Myślisz, że mi się chce siedzieć i słuchać setny raz tego samego?-Spytał odsuwając się i patrząc na mnie z wyrzutem. Z moich oczu już płynęły łzy.
-A myślisz, że ja lubię czekać aż przyjdziesz spity do domu? Sprzątać twoje wymiociny? Pomagać ci dojść do siebie? Myślisz, że te tabletki i woda pojawiają się, bo pomyślisz, że są ci potrzebne? Nie, ja siedzę przy tobie, czekam, sprzątam... Nie chciałem tego mówić, ale nigdy nie usłyszałem nawet pieprzonego 'Dziękuję, że się mną zająłeś Niall', albo chociaż 'dzięki'.-Zeskoczyłem z blatu płacząc. Idź znów się schlać w trupa, a ja znów będę czekać jak idiota, łudząc się, że tym razem będziesz w lepszym stanie i zdążę cię doprowadzić do łazienki.-Mruknąłem i nie czekając na nic pobiegłem do siebie. Zakluczyłem się i rozpłakałem, rzucając na łóżko. Po chwili usłyszałem kroki i walenie do drzwi, starałem się ignorować Mulata. Niedługo po ustaniu ciszy było słychać stłumiony trzask i ciszę, którą przerwał mój płacz.


*Sop*

Poniedziałkowy wieczór jak zwykle obudził mnie budzik. Spojrzałam na zegarek była już 18. Nienawidzę tego urządzenia codziennie dzwoni jakby nie miał nic innego do roboty.. Ruszyłam więc do łazienki  zdjęłam z siebie piżamę czyli za dużą koszulkę i weszłam pod prysznic. Odkręciłam korek z zimną wodą i spłukałam z siebie resztę snu. Zakryłam się ręcznikiem i wróciłam do swojego pokoju. Wolnym krokiem podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej: krótkie czarne spodenki, moją ulubioną koszulkę Nirvany która nie zasłaniała mi brzucha a na nogi wciągnęłam moje kochane czarne Converse. Usiadłam przy biurku i patrząc w lusterko zrobiłam sobie makijaż taki jak zwykle. Na początku ludzie dziwnie na mnie patrzyli ale już się chyba przyzwyczaili. Na rękę włożyłam pieszczochę i podreptałam do kuchni zabrałam z lodówki swój ulubiony jagodowy jogurt i usiadłam przy stole. Prim nigdzie nie było więc pewnie jeszcze nie wróciła. Zabrałam telefon, portfel i klucze, ubrałam swój czarny płaszczyk i wyszłam zamykając za sobą drzwi. Spojrzałam na zegarek w komórce który wskazywał 18.55 ruszyłam więc biegiem do baru. Weszłam tam równo o 19.00 i od razu ustałam za ladą rzucając płaszcz do mini szatni. Dziś było dość dużo ludzi jak na zwykły poniedziałek. Nie minęła chwila jak do baru podszedł pewien chłopak.
-Co podać?-krzyknęłam zarzucając ściereczkę na ramię.
-Piwo-odpowiedział chłopak.
-Jakie?
-Najlepsze jakie macie.
Podeszłam do półek na których stał alkohol i podałam chłopakowi butelkę piwa. Chłopak zapłacił i obrócił się na krześle w stronę bawiącego się tłumu.

*Kilka godzin później*

Stałam za ladą nalewając piwo jakiemuś gościowi gdy ktoś zasłonił mi oczy i krzyknął.
-Zgadnij kto to.
-Matt-krzyknęłam przytulając do siebie chłopaka.
-Co tam mała?
-A jak zwykle.
-Obsłużysz mnie w końcu?-usłyszałam krzyk.
-Poczekaj chwilę-podeszłam znowu do schlanego nastolatka i podałam mu kolejną butelkę piwa.
-Zatańczysz ze mną?-Spytał nagle Matt.
-Czekaj zawołam Marco na zmianę.
Zawołałam Marco i poprosiłam go o zastępstwo na kilka minut oczywiście się zgodził. Spojrzałam na zegar który wskazywał 5.00. Matt złapał mnie za rękę i pociągnął na parkiet. Świetnie się bawiłam tańcząc z Matt'em ale w pewnym momencie usłyszałam krzyk.
-Odbijamy!!!-Matt się odsunął, a na jego miejscu stanął Mulat który wcześniej siedział w barku.
Przetańczyliśmy dwie piosenki gdy w pewnym momencie chłopak powiedział że musi już wracać. Wyszłam z nim na zewnątrz trzymając by się nie przewrócił. Zatrzymał się przed czarnym samochodem
-O nie nie puszczę cię samochodem!! Jesteś pijany hmmmm...może przespałbyś się u mnie? Nie wyglądasz na kogoś z przeszłością kryminalną.- chłopak tylko kiwał głową
-Chodźmy
Ledwo wtargałam chłopaka po schodach na piętro niestety nie zbyt chciał współpracować. Otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka. Zaprowadziłam chłopaka do siebie do pokoju a sama postanowiłam przespać się na kanapie. Ale gdy tylko podeszliśmy do łóżka chłopak przewrócił się na mnie zasnął.


*Zayn*

Po kłótni z Niall'em postanowiłem wyjść do klubu i odreagować ubrałem swoją czarną kurtkę, zabrałem kluczyki i wyszedłem z domu. Swój samochód zostawiłem na parkingu przed klubem i wszedłem do środka. Trochę się zdziwiłem bo  w środku było sporo ludzi, a był zwykły poniedziałek. Od razu poszedłem do baru i usiadłem na swoim stałym miejscu. Kupiłem piwo i zacząłem patrzeć na bawiących się ludzi.Wypiłem jeszcze kilka piw aż zaczęło mi szumieć w głowie.  Zachciało mi się tańczyć więc wypatrzyłem najładniejszą dziewczynę w całym klubie i podszedłem do niej.
-Odbijamy!!!-krzyknąłem do niej chłopak z którym tańczyła odsunął się a ja zająłem jego miejsce.
Przetańczyliśmy  trochę ale musiałem już wracać dziewczyna odprowadziła mnie do samochodu i słyszałem jak coś do mnie mówiła ale nic do mnie nie docierało więc tylko kiwałem głową. Dziewczyna zarzuciła sobie moją rękę na ramię i prowadziła w nieznanym kierunku. Stanęliśmy przed drzwiami z numerem 7, dziewczyna otworzyła drzwi i zaprowadziła mnie do jakiegoś pokoju. chwilę później urwał mi się film.


Nowy start, nowa wena. Mam nadzieję, że się podoba! -M.
Ruszam z nową weną i mam nadzieje ze się spodoba -A